niedziela, 17 kwietnia 2016

Tatry - wycieczka na Grzesia


Ostatnio wybrałam się na szkolną wycieczkę na górę Grześ, która znajduje się w Tatrach Zachodnich. Była bardzo męcząca ale zdecydowanie się opłacało. Polecam taką wyprawę każdemu, nawet tym którzy nie mają świetnej kondycji. Wiem o czym mówię, sama jestem taką osobą
Najpierw przez dłuższy czas szliśmy prostą drogą. Później było coraz stromiej ale nie tak źle. W końcu dotarliśmy do schroniska, obok którego można było obserwować piękne fioletowe krokusy. Nie zrobiłam im zdjęć, bo byłam tak zmęczona, że myślałam tylko o tym żeby gdzieś usiąść.


Wszyscy odpoczęliśmy przez chwilę a później podzieliśmy się na dwie grupy - tą, która zostaje w schronisku i tą, która idzie dalej czyli na Grzesia. Ja oczywiście zdecydowałam się wybrać na samą górę. Nie była to łatwa droga. Coraz częściej zaczął pojawiać się śnieg i lód. Kilka osób się wywróciło ale najgorsze miało dopiero nadejść. Musieliśmy przedzierać się przez krzaki przez dość stromy odcinek. Jakby tego nie było mało całą drogę pokrywała gruba warstwa śniegu. Bardzo łatwo było się zapaść. Ja utknęłam tak kilka razy.


Na szczęście zaraz po tym odpoczęliśmy na Grzesiu. Przebiegała przez niego granica polsko - słowacka. Jej wyznacznikiem był niewielki słupek, na który wszyscy wchodzili, żeby zrobić sobie zdjęcie. Ja w tym czasie zajęłam się fotografowaniem krajobrazu. Wyniki mojej pracy możecie zobaczyć w tym poście. Wzięłam tylko telefon i będąc na górze byłam bardzo zadowolona z tego wyboru. Aparat były o wiele za ciężki.


Trochę obawiałam się powrotu na dół, zwłaszcza, że przy wychodzeniu na śniegu nie szło mi zbyt dobrze. Okazało się, że niepotrzebnie. Wszyscy ślizgaliśmy się na śniegu, i śmialiśmy się. Tym razem chyba nie było osoby, która by się nie wywróciła lub nie wpadła na kogoś innego.
W drodze powrotnej rozmawiałam z osobami z mojej klasy. Pod koniec tak bardzo bolały mnie nogi, że szłam z dwiema koleżankami prawie na samym końcu. Ostatnich osób nie było jeszcze widać, więc szybko kupiłyśmy sobie ciepłe oscypki i poszłyśmy dalej
Wycieczkę uważam za bardzo udaną. Mam nadzieję, ze w przyszłym roku również wybierzemy się w góry.





To już wszystkie fotografie z Grzesia. Poniższe zdjęcia pochodzą z okolic Niedzicy. Zrobiła je jakiś czas temu ale jest ich za mało, żeby stworzyć osobny post. Bardzo mi się podobają, więc chciałam żebyście je zobaczyli.



2 komentarze:

  1. Uwielbiam wyjazdy w góry. Mieszkając nad morzem takie widoki są dla mnie całkowicie niecodzienne i wyjątkowo wyciszające.
    http://jednoosobowaimpreza.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam na Grzesiu dwa razy. Pierwszy zupełnie przez przypadek, bo doszłam do schroniska i zobaczyłam znak, więc stwierdziłam, że pójdę dalej. Drugi raz, już zaplanowany, Grześ był tylko chwilą przystanku w drodze na Wołowiec. Nie są to bardzo trudne trasy i tak jak napisałaś - nawet ludzie, którzy nie mają zbyt dobrej kondycji dadzą radę, mimo paru odcinków, kiedy chce się zawrócić. Jeśli będziesz miała kiedyś jeszcze okazję to polecam wycieczkę na Wołowiec przez Grzesia i Rakoń - widoki niesamowite i przeżycia niezapomniane :)

    OdpowiedzUsuń